„Czarnobylska modlitwa – kroniki przyszłości”

Książka Swietłany Aleksijewicz „Czarnobylska modlitwa” to przerażający reportaż nie tylko  o katastrofie elektrowni atomowej w Czarnobylu. To opowieści ludzi, których życie

w jednej chwili zmieniło się  w piekło.

„Czarnobylska modlitwa” to książka, która naprawdę przeraża i nie wiem czy jest dla każdego. Wszyscy słyszeliśmy o wybuchu elektrowni  w Czarnobylu. 26 kwietnia 1986 roku o godzinie 1:23:58 nastąpiła najpotężniejsza z katastrof technologicznych XX wieku. Mamy informacje o skutkach, o chmurach pyłu, o skażeniu i o innych danych, które można znaleźć w Internecie. Ale mało mamy informacji o ludziach, którzy to przeżyli… a nie powinni. Niewiele wiemy o pierwszych strażakach, których wysłano by gasić pożar, umierających w kilka godzin- dni w męczarniach niedopisania. Niewiele wiemy o ponad dwóch milionach Białorusinów, których zapomniano przesiedlić poza strefę skażoną. O starszych ludziach, którzy mimo wszystko zostali w domach, bo przecież nie pozostawią dobytku życia. O dzieciach bez włosów, rodzących  się z zniekształconymi ciałami, o matkach nieumiejących wytłumaczyć dziecku dlaczego wygląda inaczej niż pozostali…

Czarnobylska modlitwaFotografia pobrana ze strony wydawnictwa czarne.com.pl

Były chwile, kiedy ją odkładałam – nie mogłam czytać dalej. Nie wierzyłam. Ale później znów po nią sięgałam, chciałam wiedzieć. Poznać.  Dlatego zachęcam do przeczytania.  Moje zdanie jest takie, że nie można mówić o Czarnobylu  nie wspominając o ludziach. Bo to nie była tylko katastrofa technologiczna- to była katastrofa dotycząca ludzi. Milionów ludzi.

Poniżej zamieszczam kilka  informacji z książki. Pierwszy i ostatni rozdział dotyczy  faktów,  informacji o elektrowni i wybuchu. Pozostałe to historie, opowieści ludzi, które autorka spisała podczas kilkunastu lat rozmów.

 

„Chrabąszcze latają? – pyta. – Chrabąszczy nie ma, nawet biedronek jakoś nie widać. Zapodziały się. – A dżdżownice są? – Znajdziesz dżdżownicę, kura się cieszy. Też ich nie ma. – Pierwsza cecha: gdzie nie ma chrabąszczy i dżdżownic, tam silna radiacja. – Cóż to takiego radiacja? – To taka śmierć, mamo. Powiedz tacie, żeby wyjechać. Przeczekacie u nas. – Jeszcze w ogrodzie nie posadzilim”.

 

„Od dawna nie widzę szczęśliwych kobiet w ciąży. Ani szczęśliwych matek. Co tylko urodziła i ledwie przyszła do siebie, woła: – Pokażcie je! Przynieście! Dotyka główki, czółka, ciałka. Liczy paluszki nóżek, rączek. Upewnia się: – Normalne urodziłam? Wszystko dobrze? Przynoszą jej do karmienia, boi się. – Blisko Czarnobyla mieszkam – mówi. – Jeździłam tam do mamy”.

 

„Kiedyśmy już przesiedlili się do Mohylewa i syn poszedł do szkoły, pierwszego dnia wrócił do domu z płaczem. Posadzili go razem z dziewczynką, a ta nie chce siedzieć z napromieniowanym, bo od siedzenia z nim można umrzeć. Uczył się w czwartej klasie i tak się złożyło, że w tej klasie był jedynym z Czarnobyla. Wszyscy się go bali, nazywali „latarką”. Martwiłam się, że tak szybko kończy się jego dzieciństwo”.

„Na wystawie dziecięcych rysunków o Czarnobylu: po czarnym wiosennym polu brodzi bocian. I podpis: <<Bocianowi nikt nic nie powiedział>>”.

„Przyszło do zakładu dwóch wojskowych, wezwali mnie. – Olej od benzyny odróżnisz? – Dokąd wysyłacie? – spytałem. – Jak to dokąd? Na ochotnika do Czarnobyla”.

 

„Polska jest  <<wyspą>> wśród państw <<atomowych>>. – W odległości do 600 km od naszych granic znajduje się 50 atomowych bloków energetycznych – liczy prof. Jerzy Niewodniczański. – Będąc taką <<wyspą>>, nie mamy żadnych korzyści z energetyki jądrowej, natomiast musimy być przygotowani na potencjalne zagrożenie, co jest trudniejsze wobec np. awarii elektrowni, którą zarządza ktoś inny. Stąd zależy nam na dobrych stosunkach z <<jądrowymi>> sąsiadami, chcemy, by system powiadamiania o wszelkich mogących nastąpić nieprawidłowościach był skuteczny”

 

 

 

Comments are closed.