„Pięć kilometrów do bomby”- podróż poślubna rowerem przez Afrykę

Książka Pięć kilometrów do bomby Elżbiety Wiejaczki i Tomasza Budziocha jest dobrym przykładem na to, że życie pasją daje możliwość realizacji marzeń i doświadczenia przygód, o których niewielu nawet śniło.

W debiutanckiej książce Pięć kilometrów do bomby Ela i Tomek opisują swoją pięciomiesięczną podróż przez Afrykę, której założeniem było przetrawersowanie kontynentu z zachodu na wschód: od Atlantyku do Oceanu Indyjskiego. Dokładnie z Namibii do Kenii.

Pięć kilomentów do bomby Tomasz Budzioch Elżbieta Wiejaczka

Jedenaście państw i ponad 7500 kilometrów w drodze.

To jeszcze nie wyczyn – ktoś powie.

Owszem, gdyby nie fakt, że całą trasę autorzy pokonali na rowerach.

Warto dodać, że żadne z nich nie jest zawodowym kolarzem, a drogę, którą przejechali pokonali bez wsparcia z zewnątrz (nie jechał za nimi samochód terenowy z ekipą filmową, jedzeniem, zawsze chłodnym napojem i „najważniejszym” sprzętem z domu – ważącym setki kilogramów). Myślę, że tu powoli do wyczynu się zbliżamy…

 

Ryszard Kapuściński w pierwszych zdaniach „Hebanu” pisał: „Ten kontynent jest zbyt duży, aby go opisać. To istny ocean, osobna planeta, różnobarwny, przebogaty kosmos.”

Pięć kilometrów do bomby Elżbieta Wiejaczka Tomasz Budzioch

Kosmos, który myślę nam, Europejczykom ciężko pojąć, zrozumieć.

Pięć kilometrów do bomby staje się pozycją, dzięki, której choć odrobinę łatwiej zrozumieć nam Afrykę.

W moim odczuciu książka składa się z dwóch przeplatających się i nawzajem uzupełniających warstw.

Pierwsza z nich to historia przygody, codziennych zmagań, wyzwań, przed którymi autorzy stają podczas swojej rowerowej podróży.

Druga to spotkania z ludźmi. Spotkania, rozmowy, obserwacje. I być może, przede wszystkim: Próby zrozumienia, próby znalezienia odpowiedzi na najbardziej fundamentalne pytania, które na każdym kroku pojawiają się w umyśle białego przemierzającego kontynent afrykański.

Fragment, który mocno zapadł mi w pamięć: kiedy autorka opisuje poznaną sześć lat wcześniej w Nairobi dziewczynę – Everyne. Jak się okazuje – sierotę, której marzeniem jest… maszyna do szycia!

„Nie umie szyć, ale chce się nauczyć i w ten sposób zarabiać na siebie i brata, którym w 2009 roku nadal się zajmowała. To był ten sam wyjazd, podczas którego poznałyśmy Limuru, byłam z Anią. Rozmawiałyśmy wieczorem o Everyne i zgodnie postanowiłyśmy kupić  jej maszynę, w czym pomogła nam siostra Sandra. Ale co jej ze sprzętu, którego nie umie obsługiwać? Zapłaciłyśmy więc za rozpoczęcie nauki przez dziewczynę, później wspierali nas przyjaciele. Everyne co jakiś czas wysyłała esemesa: „Zaliczyłam rok”, „Zdobyłam dyplom”, w końcu „Ukończyłam szkołę”. Nie wiedziałam jednak, że została w Limuru ani jak jej się wiedzie. Nie widziałam jej kilka lat. Wyjeżdżałam z Limuru z poczuciem zwycięstwa. Nasza pomoc nie poszła na marne”.

Tomka Budziocha znam od… – nie pamiętam w sumie.

Na pewno od dziecka. Tomek był jedną z osób, dzięki  którym zainteresowałem się światem i próbą poznania go. W tym kontekście bardzo cieszy fakt wydania przez niego i jego żonę książki, którą teraz śmiało mogę polecić każdemu, kto choć odrobinę marzy o przygodzie poznawania świata.

Pięć kilometrów do bomby – polecam!

 

Więcej o całej wyprawie możecie przeczytać na blogu Eli i Tomka. Zachęcam!

Comments are closed.