Główny Szlak Beskidzki- 501km wędrówki. Zdobyty przez Krystiana!

 Pomysł przejścia Głównego Szlaku Beskidzkiego zrodził się podczas pandemii. Ponieważ nie mogliśmy wyjechać na żadną z trzaskowych wypraw postanowiłem zrobić coś innego. Trochę się przejść..


Jeśli ktoś nie wie, czym jest Główny Szlak Beskidzki
już spieszę z informacjami.

Według najnowszych obliczeń Główny Szlak Beskidzki (GSB) ma 501km i jest to najdłuższy długodystansowy szlak w polskich górach.

Szlak przebiega przez Beskid Śląski, Beskid Żywiecki, Gorce, Beskid Sądecki, Beskid Niski i Bieszczady. Trzeba pokonać około 22.000m przewyższenia.

To tak jakbyście 2x weszli na M.Everest i 2x na Rysy w Tatrach.

Słowem: mocna wyrypa.

Taaak…
U mnie licznik zatrzymał się na 570km. Różnica wzięła się z tego, że po drodze byłem jeszcze w kilku innych ciekawych miejscach poza szlakiem, wiecie tu ciekawa górka, tam dolinka. W Gorlicach zanosiła się urodzinowa impreza małej koleżanki Kasi. I tak doszło ponad 60 kilometrów. W przerwie na tort i świeczki córki Ryśka i Oli leczyłem pierwsze odciski na stopach po przejściu 50km jednego dnia.

Spacerek można zacząć w Ustroniu lub w Wołosatem w Bieszczadach. Moja droga zaczęła się od czerwonej kropki w Ustroniu.
Planowałem dotrzeć w Bieszczady w około 3 tygodnie.

Przejście zajęło mi 30 dni.




Dzięki Covid cierpiałem na nadmiar wolnego czasu, nie musiałem i nie chciałem się śpieszyć. Odwlekałem moment dojścia do celu jak najbardziej się da. Oczywiście można zrobić to trochę szybciej. Roman Ficek w 2020r przebiegł cały szlak w 107 godzin i 25 minut bez żadnego wsparcia z zewnątrz. Ustanowił tym samym nowy rekord GSB. Ale nie każdy jest hardcorem i biega ultramaratony jak Roman. Optymalny czas przejścia to około 20 dni. Dla mnie i wielu innych osób, które spotkałem po drodze to nie liczby są najważniejsze, ale droga i  ludzie, których można spotkać

.

Trybu OFFline na GSB szuka mnóstwo ludzi.

GSB chciałem przejść z hamakiem i kuchenką do gotowania. Tylko czasami miałem korzystać ze schronisk, żeby zrobić pranie i zjeść coś ciepłego. Pomysł wydawał się całkiem spoko, ale po kilku dniach marszu i przejściu 130 kilometrów odezwały się kolana, ból ramion, zmęczenie…  Wszystko było za ciężkie. W Jordanowie odesłałem sporą część szpeju do domu. Bez zastanowienia do wora poleciał hamak, podpinka pod hamak, tarp, kuchenka do gotowania na benzynę  z menażką (teraz wiem, że lepsza byłaby kuchenka gazowa z kartuszem 100g), mini prysznic, ciężki scyzoryk i harmonijka (miało być romantycznie przy wieczornym ognisku, a wyszło… inaczej…).  Następnego dnia po wywaleniu zbędnych gratów chciałem biec! Byłem lżejszy o kilka kilogramów. Ogromna ulga dla kolan i ramion!

Pierwsza zasada przy wyjściu na GSB: NA LEKKO! Im mniej tym lepiej.


Nie trzeba kupować ultralekkiego, mega kosztownego sprzętu wyprawowego. Można darować sobie tytanowe sztućce czy karbonowe kije trekkingowe, ale warto pójść w minimalizm. Przejście ponad 500km po górach z lekkim plecakiem jest zdecydowanie przyjemniejsze i uczy kreatywności np. z płaszcza przeciwdeszczowego i kijów trekkingowych robiłem mini namiot.  Da się? Da.

Kilka praktycznych porad

Co warto wziąć? Co się może przydać?
Oczywiście każdy ma swoją listę „rzeczy niezbędnych”, jednak warto czasem podpatrzeć co bierze ktoś, kto przebył już trasę.

Co ja miałem ze sobą w plecaku (już po odesłaniu zbędnego sprzętu):
2x aluminiowe kije trekkingowe
1x  letni śpiwór puchowy
1x mata samopompująca
2x koszulki na krótki rękaw
1x koszulka na długi rękaw, termo-aktywna
1x krótkie spodenki
1x długie, lekkie spodnie trekkingowe
3x pary skarpet
2x pary bokserek
1x płaszcz przeciwdeszczowy
1x cienka bluza polar
1x chusta wielofunkcyjna typu buffo
1x kapelusz na głowę
1x okulary przeciwsłoneczne
1x czołówka+ zapasowe baterie
1x lekka kurtka przeciwwiatrowa
1x 3 litrowy bukłak na wodę typu camelbak

Pasztet na szlaku dobra rzecz 😉

Do nawigacji używałem telefonu z aplikacją mapy i przewodnik papierowy. Mapy można zgrać przed wyjściem i używać na trasie w trybie samolotowym lub ultra oszczędnym (nie miałem ze sobą power banku tylko ładowarkę do telefonu).


Warto zainstalować aplikację RATUNEK. Nigdy jej jeszcze nie użyłem, ale słyszałem, że działa.
Jak wyruszamy sami, każdego dnia warto informować przynajmniej jedną osobę o naszym planie dnia.

Najlepsze miesiące na zrobienie szlaku to lipiec-sierpień. Dni są najdłuższe, jest ciepło. Problem stanowią komórki burzowe i towarzyszący im mocny wiatr. W sierpniu burz jest najwięcej, przychodzą szybko i są bardzo gwałtowne. Przeżyłem kilka nawałnic po drodze. Mając dostęp do Internetu przy pomocy aplikacji „Windy” lub innej można w łatwy sposób sprawdzić, gdzie grasują burze i za w czasu znaleźć bezpieczne schronienie. Widziałem co potrafi zrobić piorun z ogromnym drzewem. Mocny wiatr potrafi położyć kilkutonowe drzewo w kilka sekund. Las jest najgorszym schronieniem w trakcie burzy.

Warto zabrać apteczkę i małą kosmetyczkę, ale tylko niezbędne rzeczy. Zostawiamy w domu elektryczną szczoteczkę, suszarkę do włosów i lakier do paznokci. Zabieramy szare mydło. Przyda się do prania rzeczy i mycia na co dzień. Szczoteczka do zębów itd. Facetom jest trochę lepiej, bo nie potrzebują dużo gadżetów w kosmetyczce.
W apteczce powinny znajdować się plastry na odciski, sudocrem na otarcia i odparzenia, folia NRC, coś przeciw biegunce, elektrolity, bandaż i opaska uciskowa. Po drodze mijamy wiele miast, miasteczek, gdzie bez problemu można zaopatrzyć się w potrzebne rzeczy, jedzenie, wodę. Po kilku dniach wędrówki pewnie stwierdzicie, że można żyć bez suszarki do włosów i 5 power banków, namiotu czy hamaku- to wszystko można odesłać to do domu.


Dla mnie bardzo ważne było to, że po drodze można spotkać różnych ludzi. Z niektórym szedłem 2-3 godziny, z innymi 3 dni, ale byli i tacy którzy towarzyszyli mi przez tydzień.
Tort na 40-te urodziny z kiełbasy, wieczorne ogniska, wędrowanie w deszczu, ucieczki przed burzą. Na koniec stawaliśmy się przyjaciółmi.

Zawsze zadałem pytanie moim towarzyszom: „Po co to robisz?” (taki nasz trzaskowy nawyk ). Odpowiedzi były różne: „Lubię chodzić”, „Lubię góry”, „Słyszałem, że jest fajnie”, „Bo to moja 3 prób przejścia szlaku”, „Bo szukam  żony”.

  Każdy powód by wyjść na GSB jest dobry! Każda motywacja jest początkiem pięknej przygody, której nigdy nie przeżyjemy siedząc przed kompem czy skrolując kolejne stronki na telefonie.

Kto kocha góry, długie wędrówki  i potrafi zacisnąć zęby, gdy odciski na stopach dają o sobie znać, powinien raz w życiu przejść GSB. Nie jest to łatwe i każdy kto to zrobił w moich oczach zyskał ogromny szacunek. Doświadczenie i wspomnienia zebrane po drodze zostają do końca życia. Sam na pewno będę chciał przejść szlak jeszcze raz, ale tym razem z Bieszczad w stronę Ustronia.
Ze wschodu na zachód.
Od kropki do kropki.

Ktoś chętny by się dołączyć?

Krystian Pyrzak

Comments are closed.