Niedługo po tym jak opuściliśmy Park Szkieletów, by mknąć jeszcze samotnie Wybrzeżem Szkieletowym- zatrzymaliśmy się przy Cape Cross – Przylądku Krzyża.
To właśnie tutaj w 1485 roku przybywa słynny żeglarz Diogo Cao. Pozostawia na brzegu duży kamienny słup zwieńczony krzyżem czyli herb jego ojczyzny, który również symbolizuje przyłączenie tej części Afryki do Królestwa Portugalii.
Ten, który widzimy to replika. Oryginał ukradli…. Niemcy:).
Przybywając tutaj około 600 lat później grupa trzask.pl doświadcza tego samego, co żeglarze Diogo Cao.
Cóż takiego możemy doświadczyć?
Mianowicie zapierającego dech w piersi….. zapach. Chociaż zapach to zbyt wygórowane słowo- brrr… zdecydowanie nie był to zapach.
Kiedy wysiadamy z klimatyzowanego samochodu wraz z pierwszym oddechem przenika nas na wskroś żrący, śmierdzący fetor i smród, a uszy wypełniają dziwne znajome odgłosy: ryczenie, beczenie, muczenie, prykanie, bekanie i różne takie wylotowe dźwięki!
-Mamo!!! Gdzie ja trafiłem?- pomyślałem sobie.
I wtedy zobaczyłem je.
Uchatki.
Po prostu uchatki.
Zobaczyliśmy jedną wielką rodzinę uchatek, liczącą około 200 tysięcy członków.
Największa na świecie kolonia tych zwierząt – uchatki do gatunku zwanego kotikami karłowatymi lub afrykańskimi. Setki lat temu upatrzyły sobie to miejsce do życia i wcale się nie dziwię – z jednej strony Ocean Atlantycki zapewniający codziennie świeże ryby (dzięki zimnemu prądowi Benguelskiemu, który opływa Afrykę), a z drugiej najstarsza pustynia świata – Namib, odgradzająca od drapieżników.
Uchatki bardzo często są mylone z fokami, jednakże choć pochodzą z tej samej rodziny różnią się od siebie i to bardzo.
Przede wszystkim uchatki mają małe sterczące na boki uszka, krótszy pyszczek i nieco inny kształt ciała, a największą różnicą jest fakt, więcej czasu spędzają na lądzie niż w wodzie. Jedzą i leżą, leżą i jedzą – wygrzewają się na słońcu godzinami.
Co jakiś czas przewracają z boku na bok – to jest jedyne zajęcia każdego dnia. Stłoczone jedno przy drugim, bardzo często za poduszkę służyim jakiś kamień lub… brzuch członka najbliższej rodziny. Maluchy wrzeszcząc biegną za mamą byle zatrzymać i napić się świeżego ciepłego mleka.
Ten ogrom zachwyca i można wpatrywać się w nie godzinami.
Tylko ten zapach niedojedzonych ryb, gnijącego łożyska i zdechłych chorych uchatek odstrasza, co wrażliwsi szybko wracają do samochodu (następnego dnia mój aparat pachniał jeszcze aromatem tego miejsca).
Samice są znacznie mniejsze od samców, ich waga dochodzi do 80 kg, natomiast samce oscylują w okolicach 200kg. Każdy samiec posiada swój harem składający się z około 25 samic. Przed sezonem godowym przybierają znacznie na wadze, nawet do 360 kg, Zapasy robią wielkie, ponieważ w okresie amorów brak czasu na “głupoty” – czyli jedzenie ma się rozumieć.
Niespodziewanie wśród kolonii dostrzegamy szakala poruszającego się bardzo cicho.
Niczym baletnica na palcach, biegnie głodny szukając co by tu pochłonąć. To nie przypadek, iż zwie się go tutaj grabarzem lub czyścicielem kolonii, gdyż zjadają wszystko, łożyska po porodzie, chore osobniki i młode, które zagubione szybko tracą siły w gorącym słońcu.
Brzmi to bardzo brutalnie, jednakże o wiele okrutniejszy wydaje się być… człowiek. W kraju, gdzie tak bardzo dba się o przyrodę w okresie, kiedy pojawiają się młode przybywają tutaj ludzie. Uzbrojeni w długie drewniane pałki w znaczącej liczbie idą, szukają wydzielonego miejsca gdzie setki matek z młodymi gromadzi się. Wchodzą pomiędzy nie i bestialskim uderzeniem pałki zabijają bezbronne uszatki.
Najczęściej giną młode, kilkudniowe maluchy, ponieważ ich skóra jest najcenniejsza na futro. Pikanterii dodaje fakt, że co jakiś czas władze zwiększają liczbę do zabicia, niby w celu kontroli populacji. To kolejny przykład zwierząt po nosorożcach czy słoniach mordowanych w celach zarobkowych lub po to, by fajnie wyglądać.
Zastanawiam się czasem, do czego jeszcze posunie się człowiek by zaspokoić swoje próżne żądze.
Maciej
Zapraszam do zapoznania się z naszymi innymi wpisami o Namibii.
Najnowsze komentarze